30 sierpnia 2015

Ulubiony Burger z warzywami

Niedziela
Dzień dwieście dwunasty

Przepis na Edkowego ulubionego burgera, mięso przygotowane przez Pajdzię. 

Składniki na 3 sztuki:
  • 3 x ulubiona bułka żytnia
  • kilka plasterków ulubionego pomidora
  • ogórek kiszony
  • listki ulubionej sałaty
  • kilka krążków cebuli czerwonej
  • jogurt naturalny, keczup
(Jak widzicie, wystarczy tylko kilka ulubionych składników, żeby powstał ulubiony burger.)

Na kotlety:
  • 500g mięsa mielonego (my użyliśmy mielonego z szynki wieprzowej)
  • 2 małe ogórki kiszone
  • 1/2 cebuli
  • 1 pomidor
  • przyprawy: sól, pieprz i chilli, ulubione zioła
  • 1 jajko
  • trochę oleju do smażenia

Ulubione warzywa




Warzywa kroimy w drobną kostkę. Do mięsa dodajemy wszystkie składniki, dokładnie mieszamy. Formujemy 3 duże kotlety. Smażymy długo na małym ogniu, najlepiej pod przykryciem.

Bułki przekrajamy na pół, podgrzewamy w piekarniku. Jedną połówkę smarujemy keczupem, drugą jogurtem i posypujemy przyprawami. Do środka wkładamy mięso i warzywa - ULUBIONY BURGER GOTOWY!




Kotlety z warzywami są naprawdę pyszne, dlatego zjadamy je też w formie zwykłego obiadu, tu wersja Pajdziowa:



Skoro Pajdzi się udało, to i Wam się uda <3

Buźka,

Edka

25 sierpnia 2015

Wyjazd pod namiot, czyli czego nie robić w weekend

Czwartek
Dzień dwieście dziewiąty


Musiałam ochłonąć kilka dni przed napisaniem tego postu, żeby nie zwyzywać kogoś, kto pomyślał, że spanie w namiocie to idealny plan na spędzenie sobotniego wieczoru. Otóż wcale nie jest, a do ideału tak mu daleko, jak Crocsom do miana butów. 

Zorganizowaliśmy sobie razem z Krystianem, Anią i Bożenką weekend pod tytułem "HEJ PRZYGODO". Krzysiu wziął wędki i jakieś ohydne robaki, Edka przeczytała całe internety w poszukiwaniu biwakowego niezbędnika, a Pajda nawet nie chciała jechać, więc po prostu była. Pierwszą oznaką tego, że wkurza nas ten weekend było to, że ledwo udało nam się w trójkę zapakować do samochodu. Zaczynając od tego, że trzeba wziąć lekkie ubrania, ręczniki, ciepłe ubrania na wieczór i do spania, coś w razie ewentualnego deszczu, to jeszcze oczywiście karimaty, śpiwory, koce, poduszki, wędki, jedzenie, picie, przybory kuchenne... Ostatecznie na jedną noc zapakowaliśmy się tak samo jak na tydzień.

Pojechaliśmy nad jezioro, rozbiliśmy namioty*, upał był niemiłosierny. Z racji tego, że była nas szóstka, wynajęliśmy jedną łódkę 4-osobową i jeden kajak. Szybko okazało się, że łódka z nami nie współpracuje kompletnie, dlatego zamieniliśmy ją na jeszcze dwa kajaki. Kajaki akurat są super, nie wiem czy jest coś fajniejszego niż spływy. Byłam w kajaku z Bożenką, obydwie tak wspaniale potrafimy wiosłować, że byłyśmy całe mokre. Pajdzia płynęła z Krzysiem, który kajakował pierwszy raz. Żałuję, że nie nagrałam ich początkowych poczynań, jakby się dało, to by płynęli w dwie różne strony. Chyba najlepiej poszło Ani i Krystianowi, powinniście dostać w nagrodę złote wiosło <3 

Podczas obiadu przyleciało mniej więcej milion os, które w zdecydowanie agresywny sposób utrudniały skonsumowanie posiłku. W między czasie wszystkie napoje w aucie nagrzały się to temperatury, która uniemożliwiała orzeźwienie. Dobra, nie poddaliśmy się, poszliśmy do jakiejś karczmy czy co to tam było na zimne piwo. Po piwie przyszła nam ochota na jakąś sportową aktywność, poszliśmy więc pograć w siatkówkę. Tak nam wspaniale poszło, że prawie się pozabijaliśmy i przez dłuższy czas nikt z nikim nie rozmawiał. 

Tak więc znów kajaki, popływaliśmy jeszcze kilka godzin. Po zejściu na ląd okazało się, że wiatr wiatrem, ale słońce tak przygrzało, że byliśmy kompletnie spaleni, cudowne czerwone twarze i ramiona dumnie prezentowały się w białych koszulkach. 
Czy dzień mógł być jeszcze lepszy?! Otóż tak! 

Rozpaliliśmy ognisko (będę pisać w pierwszej osobie, bo "zostało rozpalone przez innych uczestników wycieczki" brzmi słabo). Piękne, duże ognisko, z kiełbaskami, musztardą, kaszanką i chlebem na patykach. Niestety komarów było więcej, niż pijanych ludzi na polu namiotowym. I wszystkie z pełną premedytacją gryzły Krzysia i Edkę, nigdy nie byłam tak pogryziona (to tej pory na to wspomnienie !$$*%$@%^$^&). Ale nieważne, musi być przygoda. Dosiedli się do nas koledzy grajkowie z gitarą z Kościerzyny, było nawet miło, śpiewaliśmy "Nie płacz Ewka" i "Zostawcie Titanica". Tylko Ci właśnie koledzy poczęstowali nas napojami, którymi sami się raczyli, wysokoprocentowymi, część z nich wątpliwego pochodzenia. Hmm. Noc była długa. Nie wiem jak dożyliśmy do trzeciej nad ranem, jakimś cudem przedostaliśmy się namiotów. 

Niedziela była na początku deszczowa, poprzedni wieczór szybko dał o sobie znać, więc poszliśmy do wcześniej wspomnianej karczmy na śniadanie. Ze wszystkich zamówionych zestawów zjadliwa była tylko herbata. Kurcze, czy tak trudno zrobić dobre śniadanie? Smuteczek był okropny.

Cały wyjazd ratowały automaty z kulkami. Nie pamiętam już kto na fali poimprezowego humoru wpadł na to, żeby wrzucić dwójkę, ale opłacało się. Uwierzcie, warto zainwestować parę monet i cieszyć się nową biżuterią. Chodziliśmy od sklepu do sklepu i rozmienialiśmy kasę, żeby mieć dwuzłotówki do automatu. Oto nasza kolekcja:





* Krystian rozbił nam namiot

Wrzucam jeszcze kilka zdjęć z wakacji, bo są cudowne, Edka z Pajdzią już po urlopie, Krzyś niedługo wyjeżdża :)





Siłka w Pradze się znalazła

Pajdzia zawsze znajdzie czas na spanie








Mam nadzieję, że też się cudownie bawicie w wakacje <3

Buziak,

Edka

20 lipca 2015

Przystanek Sopot w najlepszej formie

Czwartek
(dzień sto siedemdziesiąty)

Ostatnio Pajdzia z Krzysiem dali mi niezły opiernicz za to, że już nie opisuję tu naszych codziennych anegdotek. Otóż faktycznie tak jest. Może nasze codziennie życie z biegiem czasu nie jest dla mnie tak inne i nowe, może nie zwracam aż takiej uwagi na nasze codzienne rozmowy, którą są teraz dla nas normą. Jednak nadal codziennie śmiejemy się do rozpuku, np dziś, gdy z dumą oświadczyłam, że sprzątnęłam kuchnię:


Edka: Pajdziu, jakbyś nie zauważyła to umyłam naczynia.
Pajd: Wow, gratulacje.
E: no naprawdę, pierwszy raz od dwóch tygodni coś pozmywałam.
P: Nawet nie będę tego komentować…


Bo ostatnio jakoś tak wychodzi, że zawsze Pajdzia sprząta kuchnię. Dziś wspominaliśmy wspaniałe pierwsze dwa miesiące, kiedy każdy się starał i codziennie wszędzie było czyściutko.


Krzyś: Pajda, ubrudziłaś się czymś.
P: Oj, to chyba pasta do zębów.
K: Właśnie, a propos, muszę kupić pastę do zębów, bo wasza już się kończy.


<3


Krzysiu dziś zabrał mnie na Sopocki punkt widokowy. Szliśmy ciemnym, strasznym lasem i bałam się, że umrzemy i nikt nas nigdy nie znajdzie. Ostatecznie, gdy dotarliśmy na miejsce po przejściu milionów schodków (jak dobrze, że nie noszę obcasów), okazało się, że widok zapiera dech w piersiach i naprawdę warto to zobaczyć. Oczywiście jak zawsze nasze nocne rozmowy przeszyły na tematy trudne, między innymi jak trudno mieć wszystko co się chce. Dotyczyło to uprawiania sportu i tego, że nikt nigdy nie powie, jakie konsekwencje trzeba ponieść, żeby być “w formie”. Wszędzie przeczytamy o tym, jak cudownie być wysportowanym, jak wszystko staje się łatwiejsze i że w ogóle życie to nagle bułka z masłem.


Ale nikt nie powie ci, że wysiłek fizyczny tak bardzo zmienia twoje ciało, że czasem nie możesz go poznać.
Że twoja nieskazitelna kiedyś skóra jest teraz okropna.
Że twoje stopy od biegania są tak zmasakrowane, że wstyd czasem zdjąć skarpetki na plaży.
Że jesteś w stanie praktycznie pernamentnego bólu. Mięśnie, stawy, całe ciało po prostu boli. Stopy, kolana, kręgosłup, mięśnie, o których nie miało się pojęcia, że istnieją.
Kontuzje, które sprawiają, że tracisz miesiące swojej pracy.
I jak ktoś mówi, że z czasem będzie łatwiej - to wcale nie będzie.

Opłaca się i już, no sami zobaczcie:
Krzyś zmienił telefon

Stawiasz sobie poprzeczkę coraz wyżej, chcesz robić coraz więcej, szybciej, dłużej - i to jest normalne, stajesz się coraz lepszy, widzisz te efekty.


I wiemy doskonale, że chcemy to dalej robić, chcemy pokonywać swoje słabości. Ale warto być przygotowanym na te wszystkie trudności, na to, że częściej będzie ciężko, niż miło i lekko.




Dobra, kończę już ten mój górnolotny wywód ;)
Na szczęście mamy siebie nawzajem, naszych znajomych i cały ten głośny Sopot, który daje nam poczuć, że każdy dzień jest specjalny.


Największą zbrodnią byłoby teraz siedzieć w mieszkaniu. Jednego dnia nie możemy wytrzymać, żeby nie wyjść wieczorem, gdy już Sopockie uliczki są pełne przyjezdnych, wygłodniałych niesamowitej przygody. I chociaż nam daleko do statusu turystów, to też wychodzimy co noc, bojąc się trochę, że gdzieś tam poza murami naszej kamienniczki wydarzy się coś niezwykłego i nas to ominie. A kto by chciał przegapić szansę na jakieś małe szaleństwo. Dlatego mieszkanie w miejscu tak przepełnionym wesołymi ludźmi wykorzystujemy jak tylko się da, bo prawdopodobnie nie wybaczylibyśmy sobie przespania naszego pierwszego lata w Sopocie.

Obiad Krzysia

Letni obiad Edki

Edka u rodziców z Cezarem



Duży ruch na plaży w Sopocie

Dżem bez cukru!


3 kg truskawek, 150g ksylitolu




Dzień sto siedemdziesiąty, szósty miesiąc mieszkania w Sopocie. Wszyscy rodzice chyba pogodzili się już z myślą, że nie wrócimy i nasze pokoje przeszły metamorfozy, a śladu po nas prawie nie ma. Nasz Przystanek Sopot jest już całkiem idealny, jest tak jak powinno być.


Buźka,


Edka

07 lipca 2015

Pierś z kurczaka z cukinią i kalafiorem

Wtorek
(dzień sto pięćdziesiąty siódmy)

Szybki przepis na jutrzejszy obiad - pierś z kurczaka z cukinią i kalafiorem.





Składniki:

240g piersi z kurczaka
1/2 cukinii (ok. 200g)
200g świeżego kalafiora
1 łyżeczka oleju ryżowego
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżeczki oregano
3/4 szklanki wody

Pierś z kurczaka i cukinię kroimy w kostkę, kalafior dzielimy na małe kawałki. Rozgrzewamy patelnię, wlewamy olej, wrzucamy kurczaka, warzywa i posypujemy solą. Po 2 minutach dodajemy resztę składników i smażymy około 10 minut.






Gotowe!

Porcja zawiera:

Kalorie: 371
Białko: 60g
Węglowodany: 18,3g
Tłuszcze: 8g

Mam nadzieję, że tak jak my cieszycie się z wysokiej temperatury i słońca :) 
Wkrótce dłuższy post o tym co ostatnio u nas.


Buźka,


Edka

15 czerwca 2015

Zadziało się ostatnio

Poniedziałek
(dzień sto trzydziesty piąty)


Powinnam siedzieć i kończyć licencjat, więc to oczywiście najlepszy czas na nowego posta. Nie pisaliśmy tu ostatnio za dużo o ćwiczeniach, bo Edka i Pajda walczą z kontuzjami, nie ma lekko :( Czasem jakaś jedna nieodpowiedzialna albo nieprzemyślana decyzja sprawia, że kilka ostatnich miesięcy ćwiczeń idzie na marne, dlatego uważajcie na siebie i pamiętajcie, że czasem warto odpuścić, niż zrobić sobie krzywdę. Także na razie pozostało opalanie.





Ostatnio Edka pomagała przy organizacji dnia dziecka dla dzieciaków ze świetlicy na Orunii, Pajdzia uczyła się do egzaminu (#sesja), a Krzyś znów był na szkoleniu w Warszawie.


Ostatnio Krzysiu zmusił mnie do oglądania jakiejś tragicznej polskiej komedii (co jest dziwne, bo on zazwyczaj ogląda dobre filmy), dużo wina się polało, a w filmie i tak były może trzy śmieszne sceny :/ Za nami też urodzinowa imprezka K., który znów jest ode mnie starszy, kto z Was ma nas na snapie to pewnie widział relację na bieżąco. Ogólnie czerwiec obfituje w imprezy, pewnie każdy z Was idzie na jakieś wesele, my również nie omieszkaliśmy. W ostatnią sobotę mieliśmy wesele kuzyna, było 30 (milionów) stopni, więc się wszyscy rozpuściliśmy i zapociliśmy. O ile jeszcze może w sukienkach nie było tak źle, to bardzo współczuję wszystkim panom garniturów [*].

A propos garniturów to poszukiwania wszystkich potrzebnych weselnych rzeczy zaczęły się kilka dni wcześniej. Była to oczywiście totalna męka, znalezienie koszuli dla Krzysia, garnituru dla Krystiana i sukienki dla Pajdzi nie było łatwe, ale ostatecznie misja zakończyła się sukcesem i wszyscy wyglądaliśmy przepięknie. Niestety Pajd podstępem załapała welon, który był zamówiony dla mnie. Krzyś był tak miły i dał złapać muchę Krystianowi, żeby mogli sobie potańczyć. Był niezły foch z mojej strony, tyle wesel ostatnio, pierwszy raz chciałam złapać to cacko i własna siostra mnie ubiegła :(

Pajdzi i Krystianowi się poszczęściło na oczepinach







Ostatnio wszystko co u nas słychać możecie na bieżąco ogarniać na Snapchacie, tak jest najszybciej :)

@inga_zet
@godlaczek
@pajdzix

Krzyś w Pajdolino

Przygotowania do Krzysiowych urodzin



Kawa w Prasówce we Wrzeszczu


Ubijanie śmietany na Krzysiowy tort



Buźka,

Edka

27 maja 2015

Mielone z indyka z boczniakami i sosem winnym

Środa
(dzień sto szesnasty)



Dziś rano nie mogłam się oprzeć pokusie i kupiłam boczniaki <3 
Uwielbiam wszystkie grzyby, w prawie każdej postaci. 

Co będzie potrzebne? 
Składniki na 4 porcje

  • 500 g mięsa mielonego z piersi indyka 
  • 350 g boczniaków
  • 1/2 cebuli
  • 2-3 ząbki czosnku
  • olej
  • pół szklanki wody
  • sól i pieprz
  • 100 g ryżu
Do sosu:
  • 150 g boczniaków
  • 1/2 szklanki wody
  • 1/2 szklanki wina białego
  • 1/2 cebuli
  • łyżeczka oleju (5g)
  • łyżka sosu sojowego

Rozgrzewamy małą patelnię, wlewamy łyżkę oleju, wrzucamy mięso mielone (doprawione solą i pieprzem) i smażymy do momentu, aż mięso się zetnie, w międzyczasie dolewając po trochę wody.
Zestawiamy z ognia.

Gotujemy ryż.

Siekamy cebulę i czosnek, kroimy grzyby w dużą kostkę. Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju, wrzucamy cebulę, czosnek i grzyby. Smażymy 8 minut ciągle mieszając. Dolewamy pół szklanki wody, dodajemy sól, pieprz i smażymy jeszcze 3 minuty. 
Dodajemy mięso, wszystko mieszamy i smażymy jeszcze 5 minut.

SOS

Do małego garnuszka wrzucamy posiekane boczniaki, cebulę, olej, sos sojowy, wodę i wino. Wszystkie składniki gotujemy około 10 minut na małym ogniu, następnie wszystko blendujemy na gładką masę. 


Gotowe :) 
Podajemy jak na zdjęciu, ryż i mięso z grzybami polewamy sosem.

Jedna porcja zawiera:
Kalorie: 396 Białko: 28 Węglowodany: 33,4 Tłuszcz: 16


Smacznego :*


Edka

22 maja 2015

Zawartość lodówki

Piątek
(dzień sto dwunasty)


Półka Edki
Kilka dni temu stuknęło nam okrągłe sto dni mieszkania razem, które kompletnie przegapiliśmy, mimo tego, że było zaznaczone w kalendarzu. Przez ostatni tydzień mieszkała u nas Greczynka z wymiany, było to dla nas spore wyzwanie organizacyjne, biorąc pod uwagę, że praktycznie nie ma nas w domu… Z naszą Vasiliki przegadaliśmy wiele nocy, na szczęście jej życie też kręci się wokół jedzenia i ćwiczeń, także rozmowy mogły się ciągnąć bez końca. Mega zazdroszczę południowcom ich lekkiego jedzenia, pysznych, świeżych owoców i warzyw przez cały rok. Vasia nie mogła przeżyć, że każde jedzenie, na które wychodzili (tradycyjne polskie) ociekało tłuszczem, śmietaną, majonezem… Nie da się ukryć, że naszym tradycyjnym potrawom daleko do lekkości. Wspólnie doszłyśmy do wniosku, że temperatura ma tu bardzo duże znaczenie. Ich zima to około 15-20 stopni, a u nas jest maj i nie było cieplej niż 17 stopni…






Takie jedzeniowe pogawędki skłoniły mnie do przyjrzenia się zawartości naszej lodówki i szafek w kuchni.
Otóż nasza piękna lodówka składa się z 4 półek, po każdej na jedną osobę plus ostatnia wspólna. Wszyscy zawsze mamy na półkach jajka, pierś z kurczaka, płatki owsiane i odżywkę białkową.


Oto co zawsze u nas znajdziecie:


Pajda
  • mleko
  • otręby
  • kakao
  • orzechy (Pajd je uwielbia, zje każdą ilość w zasięgu wzroku)
  • mrożone mieszanki warzyw
  • ryż brązowy
  • masło orzechowe

Frytki z batatów, kurczak i kapusta kiszona



Krzyś
  • wołowina
  • mleko
  • papryka, ostre papryczki
  • pomidory
  • cebula
  • masło klarowane
  • ser pecorino
  • serek wiejski
  • jogurt naturalny
  • masło orzechowe
  • brokuły
  • mąka owsiana
  • ryż jaśminowy


Bardzo typowe dla nas - kurczak z papryką



Edka


  • jogurt naturalny
  • twardy ser
  • sałata
  • marchewka
  • zielone pesto
  • szpinak
  • szynka Schwartzwaltzka
  • mąka żytnia
  • makaron razowy z pokrzywą
  • ryż paraboiled
  • pomidory

Sałatka ze szpinakiem, szparagami i jajkiem



Podsumowując, nasze codzienne zakupy sprowadzają się do kilku produktów, jak sami widzicie najmniej do szczęścia potrzeba chyba Pajdzi. Ostatnio wprowadziliśmy do naszej diety Colę Zero, bo jest w miarę ciepło i słonecznie, czasem mamy ochotę na coś słodkiego <3
Na wspólnej półce można znaleźć przetwory i słoiki, czyli ogórki, buraczki, różne inne marynowane warzywa, powidła, zupy i sosy.


W ramach ploteczek napiszę wam jeszcze, że na porządku dziennym jest to, że podkradamy sobie produkty, których sami jemy tak mało, że szkoda kupować :D
Tak więc, Krzyś i Pajdzia podjadają sery Edki, Edka w zamian ich masło orzechowe. Krzyś zjada pomidorki Edki, a ona jego ostre papryczki. Edka podjada Krzysiową bazylię, Pajda sos sojowy Edki, a Krzyś nasze składniki na granolę. I takim oto sposobem wszyscy są zadowoleni!


Naleśniki w różnej formie zjadamy praktycznie codziennie

Tak nas ugościła Bożenka



W naszym mieszkaniu wiele rzeczy “dzieje się samo”, co oznacza nie mniej nie więcej, że są takie czynności domowe, których ktoś nigdy nie robi.
I takim oto sposobem, według Edki:
  • “śmieci się wynoszą”, “podłoga się zmywa”, a “płyn do mycia naczyń się kupuje”
Według Krzysia:
  • “łazienka się sprząta”, “naczynia się zmywają”
Według Pajdzi:
  • “pranie się robi i rozwiesza”, “podłoga się odkurza”, “worki na śmieci się wymieniają”


Ważne, że się uzupełniamy, prawda?


Wiecie, że praktycznie nie zdarza się taki film/serial, który podobałby się nam w trójkę?
Ostatnio Ola, Ania i Krystian wpadali do nas oglądać Grę o Tron, której Pajda kompletnie nie ogarnia. To samo z House of Cards.
Za to Pajda z Edką kochają Arrow, Flasha, Batmana i Iron Mana, co całkowicie się Krzysiowi w głowie nie mieści.
Próbuję sobie przypomnieć, czy jest jakaś produkcja, którą lubi zarówno K. jak i P, i kurcze, chyba nie ma….

Na szczęście wszyscy lubimy pizzę i to nasz ulubiony cheat meal <3



Pajdy na zdjęciu nie ma, ale też wżerała




Buziaki,


Edka